czwartek, 16 maja 2019

moje drugie zambijskie wakacje 馃槑

Gdy pisa艂am o swoich pierwszych zambijskich wakacjach, relacjonowa艂am nowe dla mnie do艣wiadczenie. Za mn膮 drugie wakacje, mo偶na powiedzie膰, 偶e ponownie ko艂o zatoczy艂o kr膮g, zamkn膮艂 si臋 jaki艣 cykl. Trymestr, wakacje, nowy trymestr. Obecny, trzeci ju偶 trymestr jest moim ostatnim. Po nim nadejd膮 kolejne, ostatnie ju偶 wakacje, a wraz z nimi nieunikniony czas rozstania z Zambijczykami i Afryk膮. Nie b臋d臋 jednak za bardzo wybiega膰 w przysz艂o艣膰 i rozwodzi膰 si臋 nad tym jak to wszystko szybko przebiega i wkr贸tce si臋 sko艅czy. Skupie si臋 natomiast na tych drugich wakacjach, troch臋 podobny i troch臋 r贸偶nych od pierwszych. Podobnych dlatego, 偶e podczas nich wypad艂y wa偶ne dla katolik贸w 艣wi臋ta. Tak jak w grudniu podczas wakacji 艣wi臋towali艣my Bo偶e Narodzenie, tak teraz podczas kwietniowej przerwy od szko艂y, obchodzili艣my Wielkanoc. R贸偶ne dlatego, 偶e podczas tych drugich wakacji uskuteczni艂am du偶o wi臋cej turystyki ni偶 w grudniu.



Wakacje zacz臋li艣my w weekend poprzedzaj膮cy Wielki Tydzie艅, kt贸ry by艂 dla nas do艣膰 intensywnym czasem. Dni poprzedzaj膮ce Triduum Paschalne po艣wi臋ci艂y艣my na doko艅czenie naszych prac malarskich na Makeni. Pomog艂a nam Ewelina, kt贸ra zjecha艂a do nas na 艣wi臋ta (my pojecha艂y艣my do niej do Mansy na Bo偶e Narodzenie, wi臋c na Wielkanoc Ewelina przyby艂a do nas do Lusaki). Wsp贸lnymi si艂ami (oczywi艣cie przy u偶yciu rzutnika) namalowa艂y艣my wizerunek Dobrego Pasterza w salce katechetycznej. Nast臋pnie przenios艂y艣my si臋 na zewn膮trz, by zabra膰 si臋 za ozdabianie filar贸w podtrzymuj膮cych zadaszenie. Tych by艂o do odnowienia prawie 10, nie spos贸b by艂o si臋 z nimi upora膰 w tak kr贸tkim czasie jakim w贸wczas dysponowa艂y艣my, tote偶 zdecydowa艂y艣my, 偶e doko艅czymy je po powrocie z wakacji, o czym wi臋cej za chwil臋. 



Malowa膰 sko艅czy艂y艣my w 艣rod臋. Wielki Czwartek sp臋dzi艂y艣my w Mungu u ksi臋dza Paw艂a, kt贸remu pomog艂y艣my przygotowa膰 Gr贸b Pa艅ski i ciemnic臋. Ja pierwszy raz w 偶yciu mia艂am do czynienia z tego typu dekoracjami, i by艂am troch臋 zaskoczona, 偶e takie prac臋 s膮 do艣膰 czasoch艂onne. Efekt mo偶e nie by艂 powalaj膮cy, ale bior膮c poprawk臋, 偶e to Afryka, a my dysponowa艂y艣my ograniczonymi materia艂ami, mo偶na uzna膰, 偶e wysz艂o ca艂kiem przyzwoicie. Z punktu widzenia Zambijczyk贸w nasze dekoracje by艂y imponuj膮ce, gdy偶 w ich tradycji nie funkcjonuje takie co艣 jak przygotowywanie grobu i ciemnicy. Zesz艂o nam do p贸藕nego wieczora. Po robocie zjad艂y艣my wraz z ksi臋dzem tak膮 bardziej uroczystsz膮 kolacje, gdy偶 Wieki Czwartek to w tradycji chrze艣cija艅skiej, dzie艅, w kt贸rym Chrystus ustanowi艂 kap艂a艅stwo. Do domu wr贸ci艂y艣my bardzo p贸藕no, ale zupe艂nie samodzielnie, gdy偶 ksi膮dz po偶yczy艂 nam auto, kt贸re s艂u偶y艂o nam przez ca艂y najbli偶szy tydzie艅. Dzi臋ki uprzejmo艣ci ksi臋dza mia艂y艣my na wy艂膮czno艣膰 samoch贸d, kt贸rym po niedzieli wielkanocnej pojecha艂y艣my na wakacje. 



Obchody Wielkiego Pi膮tek prze偶y艂y艣my w ko艣ciele na Makeni (tam, gdzie malowa艂y艣my przedszkole). Tradycj膮 afryka艅sk膮 nie jest gr贸b czy ciemnica, ale Passion Play, czyli odgrywanie M臋ki Pa艅skiej jest sta艂ym elementem liturgii wielkopi膮tkowej. Ja pierwszy raz widzia艂am na oczy takie przedstawienie i musz臋 przyzna膰, 偶e zrobi艂o ono na mnie spore wra偶enie. Zambijczycy s膮 bardzo ekspresyjni, g艂o艣ni i zaanga偶owani w odkrywanie swoich r贸l, tote偶 sztuka wysz艂a im na prawd臋 dobrze i niemniej wiarygodnie. Przy okazji wspomn臋, 偶e tego dnia sp臋dzi艂y艣my w ko艣ciele, bagatela 5 godzin. Przyjecha艂y艣my na 13, aby adorowa膰 przy ciemnicy, o 14.00 zacz臋艂o si臋 odgrywanie M臋ki Pa艅skiej, a o 15.15 w艂a艣ciwe obchody wielkopi膮tkowe, kt贸re zako艅czy艂y si臋 chwil臋 przed 18. 



W Wielka Sobot臋, dla odmiany uda艂y艣my si臋 do naszego ko艣cio艂a parafialnego, pod kt贸ry podlega CoH. Tego dnia trzy nasze podopieczne przyj臋艂y chrzest 艣wi臋ty. Niekt贸rzy z ochrzczonych przyj臋li od razu komunie 艣wi臋t膮. W Zambii charakterystyczne jest to, 偶e udziela si臋 chrzt贸w oraz sakramentu Eucharystii w艂a艣nie w Wielk膮 Sobot臋. Nie 艣wi臋ci si臋 natomiast pokarm贸w, jest to tradycja stricte polska. Nie zabrak艂o natomiast ogniska oraz 艣wiec, kt贸re towarzysz膮 Liturgii 艢wiat艂a. 



Triduum Paschalne sp臋dzi艂y艣my w r贸偶nych miejscach, co nasza kole偶anka skwitowa艂a stwierdzeniem, 偶e podczas tych Wielkich Dni odby艂y艣my tourne po zambijskich parafiach i w sumie ci臋偶ko temu zaprzeczy膰. 
Wielkanocna msza mia艂a miejsce o godzinie 8 rano, nie by艂a jednak poprzedzona procesj膮 rezurekcyjn膮, gdy偶 ta podobnie jak 艣wi臋conka jest elementem kultu jedynie w Polsce. Po powrocie z mszy, zjad艂y艣my polskie 艣niadanie, jedynym chyba elementem, kt贸ry wskazywa艂, 偶e to 艣niadanie wielkanocne by艂y jajka no i ewentualnie szynka. Zabrak艂o nam nawet 偶urku z papierka, kt贸rego zapasy dotar艂y z Polski, do Wielkanocy si臋 ju偶 nie osta艂y. Po 艣niadaniu zabra艂y艣my si臋 za pakowanie. Wieczorem opu艣ci艂y艣my plac贸wk臋, by uda膰 si臋 na urlop. Zanim wyjecha艂y艣my zjad艂y艣my obiad z naszymi dziewczynkami (by艂o ich tylko 11, gdy偶 wi臋kszo艣膰 powyje偶d偶a艂a na wakacje do ro偶nych miejsc). Popo艂udniem, za艂adowa艂y艣my si臋 w samoch贸d i pojecha艂y艣my do x. Paw艂a do. Mungu, kt贸ry Wielkanoc sp臋dza艂 sam, tote偶 mog艂y艣my potowarzyszy膰 mu przynajmniej w kolacji. 


Rankiem w Lany Poniedzia艂ek, po porannej polskiej, czteroosobowej (x. Pawe艂, ja, Ania oraz Ewelina) mszy oraz 艣niadaniu ruszyli艣my wraz z ksi臋dzem do Siavongi. Siavonga to miejscowo艣膰 w po艂udniowo-wschodniej cz臋艣ci Zambii, oddalona 180 km od Lusaki, w kt贸rej zdecydowa艂y艣my si臋 sp臋dzi膰 5 dni w ramach naszego urlopu. Otoczona wzg贸rzami miejscowo艣膰 po艂o偶ona jest nad Jeziorem Kariba, czyli najwi臋kszym sztucznym jeziorem na 艣wiecie. Jezioro nie nale偶y do najwi臋kszych na 艣wiecie. Jednak bior膮c pod uwag臋, 偶e nie jest ono tworem naturalnym i zosta艂o wykonane przez cz艂owieka, to jego parametry i tak s膮 imponuj膮ce, d艂ugie na 220 km, szerokie na 40, zajmuje powierzchnie ponad 10 razy wi臋ksz膮 od Warszawy. 


Od razu wspomn臋, 偶e fakt, i偶 pojecha艂y艣my nad jezioro wcale nie oznacza, 偶e si臋 tam k膮pa艂y艣my. Za stare jeste艣my albo po prostu odpowiedzialne by ryzykowa膰 k膮piel w wodzie, w kt贸rej 偶yj膮 krokodyle. Nie oznacza to te偶, 偶e nie ch艂odzi艂y艣my si臋 w wodzie. Dni sp臋dza艂y艣my nad lodgami na terenie kt贸rych znajdowa艂y si臋 zawsze co najmniej dwa baseny. Jak wspomnia艂am do Siavongii uda艂 si臋 z nami ksi膮dz Pawe艂, kt贸ry postanowi艂 sp臋dzi膰 tam z nami Lany Poniedzia艂ek i jad膮c przed nami motocyklem robi艂 za naszego pilota. Jego obecno艣膰 okaza艂a si臋 dla nas nad wyraz pomocna, gdy偶 primo pokaza艂 nam godne uwagi lodge, a dwa poprowadzi艂 nas do naszego miejsca noclegowego, kt贸re sam nam poleci艂 i kt贸re by艂o niepor贸wnywalnie ta艅sze od innych nocleg贸w w miejscowo艣ci. Odnalezienie miejsca, gdzie si臋 zatrzyma艂y艣my, bez pomocy ksi臋dza mog艂oby okaza膰 si臋 nad wyraz trudnym zadaniem, gdy偶 Pani, z kt贸r膮 kontaktowa艂am si臋 w celu wynaj臋cia pokoi, w odpowiedzi na pytanie o adres odpisa艂a mi ''just use Siavonga'', co znaczy nie wi臋cej ni偶 tyle, 偶e wpisz sobie w wyszukiwark臋 has艂o Siavonga i jeste艣 na miejscu. No to pozdro, powodzenia, szczeg贸lnie bior膮c pod uwag臋, 偶e Siavonga to nie jest jaka艣 tam wioska z jedn膮 ulic膮, ale miasteczko z mas膮 zakamark贸w wci艣ni臋tych w skalne zbocza. Nasz nocleg te偶 znajdowa艂 si臋 w do艣膰 nieoczywistej lokalizacji i samo ”just use Siavonga” na niewiele si臋 zda艂. Ale by艂 z nami ksi膮dz, pokaza艂, gdzie ten nasz domek si臋 znajduje, zrobi艂 z nami objazd po mie艣cie, a po lunchu wr贸ci艂 do siebie do Mungu. 


Jak wspomnia艂am na pocz膮tku ksi膮dz po偶yczy艂 nam autko na te nasze zambijskie wakacje, wi臋c nie spos贸b pomin膮膰 relacji z podr贸偶y do Siavongii. Droga tam prowadz膮ca by艂a niczym rollercoaster, g贸ra, d贸艂 zakr臋t, prosta, ska艂y spadaj膮ce z g贸ry, w膮wozy. Widoki by艂y nadziemskie, a trasa wymagaj膮ca. W drodze do prowadzi艂a Ania, gdy wraca艂y艣my do Lusaki, za k贸艂kiem siedzia艂a Ewelina. Ja za szofera nie robi艂am ani razu, mimo, 偶e prawo jazdy mam bodaj od 8 lat, prowadzi膰 nie lubi臋 i te偶 za bardzo nie umiem. Tote偶 nie porywa艂am si臋 z motyk膮 na s艂o艅ce w tym lewostronnym zambijskim ruchu. 


Opr贸cz imponuj膮cych, monumentalnych form terenu wida膰 by艂o r贸wnie偶 zmiany w krajobrazie. Ta cz臋艣膰 Zambii wyra藕nie cierpi na deficyt wody. Pr贸偶no szuka膰 tutaj upraw kukurydzy czy innych ro艣lin, gdy偶 ca艂y teren poro艣ni臋ty jest suchymi zaro艣lami sawanny, utwierdzonymi w 偶贸艂tej, pop臋kanej, wysuszonej i strzykaj膮cej pod nogami ziemi. 



Je艣li chodzi o nasz wypoczynek to relaksowa艂y艣my si臋 nad basenami, kt贸re otoczone by艂y pi臋kn膮 przyrod膮: 偶ywa zielona trawa, kwiaty, palmy, a nawet zwierz臋ta. Niecodzienny widok stanowi艂y zebry i antylopy, kt贸re pas艂y si臋 na trawniku znajduj膮cym si臋 w s膮siedztwie basenu. W Siavondze by艂y艣my do pi膮tku. Ostatniego dnia pobytu uda艂y艣my si臋 nad tam臋 na jeziorze Kariba, kt贸ra przebiegaj膮c przez jezioro, 艂膮czy ziemi臋 Zambii i Zimbabwe. Tama jest gigantyczna, ogromna, monumentalne, szeroka na 130 metr贸w, wysoka na 600. Patrz膮c z g贸ry w d贸艂 widzieli艣my ludzi w 艂贸dkach, kt贸re wygl膮da艂y jak 艂upiny od orzech贸w. Jeziorna zapora stanowi r贸wnie偶 elektrownie wodn膮, kt贸ra zaopatrza w energi臋 ponad po艂ow臋 mieszka艅c贸w Zambii.






Wr贸ci艂y艣my do Lusaki, wakacje trwa艂y w najlepsze, a nasz dalszy wolny czas nie zapowiada艂 si臋 nudnie czy monotonnie. W sobot臋 przylecia艂a nasza wsp贸lna kole偶anka Agnieszka (kt贸ra r贸wnie偶 by艂a na misjach, tyle, 偶e w Boliwii), by sp臋dzi膰 w Zambii r贸wne dwa tygodnie. Niedziela by艂a dniem odpoczynku, za艣 w poniedzia艂ek Aga i Ewelina pojecha艂y do Mansy. My z Ani膮 zosta艂y艣my w CoH, mia艂y艣my bowiem na ten czas inne plany. Od poniedzia艂ku do pi膮tku ca艂e dnie sp臋dza艂y艣my na Makeni, gdzie doka艅cza艂y艣my malowanie. Gdy upora艂y艣my si臋 z ozdabianiem filar贸w, zabra艂y艣my si臋 za odnawianie placu zabaw, a gdy ta cz臋艣膰 prac r贸wnie偶 by艂a zako艅czona, mog艂y艣my wzi膮膰 si臋 za ostatni punkt naszych malarskich zada艅. Pomalowa艂y艣my i podpisa艂y艣my 艣cian臋, kt贸ra znajduje si臋 w p艂ocie okalaj膮cym parafie. Nasta艂 fajrant, by艂 to 3 maja, w Polsce du偶e 艣wi臋to, a dla mnie i Ani by艂 to dzie艅, w kt贸rym min臋艂o r贸wno 8 miesi臋cy, odk膮d opu艣ci艂y艣my kraj. 




Nast臋pnego dnia w sobot臋, p贸藕nym popo艂udniem z Mansy wr贸ci艂y Agnieszka z Ewelin膮. Nie zabawi艂y tam d艂ugo, poniewa偶 w niedziel臋 ruszali艣my wszyscy razem (opr贸cz Agnieszki w wyprawie towarzyszy艂 nam Mateusz, kt贸ry jest wolontariuszem w Chingolii) do Livingstone, gdzie dane mi by艂o ponownie zobaczy膰 Wodospady Wiktorii i co nie mniej ekscytuj膮ce, wzi膮膰 udzia艂 w safari. 



Safari by艂o pierwszym punktem naszej wizyty w Livingstone. Udali艣my si臋 na nie w poniedzia艂ek, w towarzystwie x. Romka, kt贸ry by艂 naszym przewodnikiem, kierowc膮 i opiekunem. Safari takie troch臋 na dziko, wi臋c emocji by艂o co niemiara. Najpierw poje藕dzili艣my troch臋 po terenie, ale z poziomu samochod贸w zobaczyli艣my 'jedynie' antylopy, impale, gu藕ce, zebry oraz... kupy s艂oni. Nast臋pnie w towarzystwie czterech, uzbrojonych w strzelby stra偶nik贸w pojechali艣my do miejsca, kt贸re zamieszkuj膮 nosoro偶ce. I faktycznie je spotkali艣my! Trzyosobowe stadko ch艂odzi艂o si臋 w cieniu zaro艣li, do kt贸rych dotarli艣my w eskorcie stra偶nik贸w. Co to by艂 za widok, co za emocje i adrenalina! Ja ze strachu mia艂am my艣li o odwrocie, przera偶a艂a mnie wizja co sta艂oby si臋, gdyby te opas艂e, utyte cielska z tym gro藕nie wygl膮daj膮cym szpikulcem na nosie, nagle si臋 zerwa艂y i na nas natar艂y. My艣l臋, 偶e nie sk艂amie, je艣li ocenie, 偶e znajdowali艣my si臋 jakie艣 10 metr贸w od tych monstrualnych stworze艅, kt贸re w zoo nigdy nie wydawa艂y mi si臋 tak pot臋偶ne. Nosoro偶ce nie sprawia艂y wra偶enia zainteresowanych nasz膮 obecno艣ci膮 i bezczynnie ch艂odzi艂y si臋 w zacienionym kawa艂ku buszu. Porobili艣my zdj臋cia, pozachwycali艣my si臋 i wr贸cili艣my do auta. Odwie藕li艣my jednego ze stra偶nik贸w do jego dy偶urki, w pobli偶u kt贸rej nad rzek膮 przek膮sili艣my co nie co. Nasz posi艂ek nie uszed艂 uwadze ma艂p, jedna z nich podczas chwili naszej nieuwagi ukrad艂a jab艂ko, z kt贸rym zabra艂a si臋 na drzewo i na naszych oczach, bezczelnie si臋 nim delektowa艂a. Chwil臋 p贸藕niej ta sama bezczelna z艂odziejka, zajadaj膮c skradzione jab艂ko bez opor贸w podesz艂a po wyci膮gni臋ty w jej stron臋 k膮sek i chwyci艂a go prosto z r臋ki Mateusza! 






Dalsza cz臋艣膰 programu, przewidywa艂a przemieszczenie si臋 w inne miejsce, oddalone o kilka kilometr贸w. Gdy tam dotarli艣my, szukaj膮c ustronnego i wzgl臋dnie bezpiecznego miejsca na siku spostrzeg艂am w krzakach uciekaj膮cego, d艂ugiego na jaki艣 metr, warana. Ruszyli艣my w dalsz膮 drog臋, nie trzeba by艂o d艂ugo czeka膰 na nowe okazy. Bystre oko mojej towarzyszki dostrzeg艂o wysoko na tle nieba, po艣r贸d koron drzew, tw贸r kt贸ry si臋 porusza艂. 呕yrafa! Kiedy si臋 zbli偶yli艣my naszym oczom ukaza艂y si臋 kolejni przedstawiciele tego gatunku. By艂a to bodaj 6 osobowa rodzina. Tata by艂 najbardziej postawny, ogromny, dostojny, kingkong! W domu sprawdzi艂y艣my z Ani膮, 偶e same nogi 偶yrafy dochodz膮 nawet do 1.8 metra. 呕yrafy nie s膮 niebezpieczne, dop贸ki si臋 ich nie atakuje, tote偶 mogli艣my podej艣膰 do nich stosunkowo blisko. One obserwowa艂y nas, my ich, nie wiem, czy podziw by艂 obustronny, ale na mnie zrobi艂y one niesamowite wra偶enie. Tak jak nosoro偶ce budzi艂y m贸j niepok贸j, tak 偶yrafy - zachwyt, kt贸ry chyba nie by艂 odwzajemniony, bo po kilku minutach wzi臋艂y one nogi za pas. Ciekawy widok stanowi bieg 偶yrafy, przez wzgl膮d na t臋 d艂uga艣n膮 szyj臋 jej 艣rodek ci臋偶ko艣ci jest w jaki艣 dziwnym miejscu, bo bieg艂y bardzo zabawnie i jakby spowolnione, takie slowmotion. 




Szli艣my dalej, wzd艂u偶 rzeki, zapomnia艂am na pocz膮tku wspomnie膰, 偶e ksi膮dz ca艂y czas podczas naszej w臋dr贸wki przy rzece, zarzuca艂 w臋dk臋 i metoda spinningow膮 艂owi艂 ryby. Po trwaj膮cej jaki艣 czas w臋dr贸wce i towarzysz膮cych jej po艂owach ukaza艂 si臋 on, kr贸l rzeki, kt贸ry o terytorium walczy z innym wodnym monstrum. Spotkali艣my i kr贸la i jego rywala. Krokodyl, wygrzewa艂 si臋 na drugim brzegu, d艂ugi na jakie艣 1.5 metra, doros艂y osobnik, kt贸ry le偶膮c sobie s艂odko w trawce nie wydaje si臋 by膰 takim 艣mierciono艣nym gadem jakim jest w rzeczywisto艣ci. Kilka metr贸w dalej woda by艂a p艂ytsza, wi臋c ksi膮dz postanowi艂, 偶e przeprawimy si臋 na drugi brzeg i zajedziemy gada od ty艂u. Jak pomy艣leli tak zrobili, par臋 minut p贸藕niej byli艣my kilkana艣cie metr贸w od krokodyla, kt贸ry jednak nas us艂ysza艂 i po chwili czmychn膮艂 do wody, taki to kr贸l wodnych przestworzy! Nie powiem jednak, 偶eby serce nie wali艂o mi mocniej, gdy si臋 do niego zbli偶ali艣my. Kr贸l sp艂oszony, pokonany mo偶na i艣膰 dalej, aby stawi膰 czo艂a jego naczelnemu wrogowi - hipopotamowi. Tego spotkali艣my jakie艣 dwa kilometry dalej, kiedy moczy艂 w rzece swoje utyte, nie mniej monstrualne od nosoro偶c贸w, cielsko. Hipcia nie by艂o nam dane spotka膰 na brzegu, jedynie w rzece. Brak tego zaszczytu wynagrodzi艂a nam jednak liczba spotykanych hipci, id膮c dalej na 艣rodku rzeki spotkali艣my pi臋cioosobow膮 gromad臋, kt贸ra chyba zawstydzona nasz膮 obecno艣ci膮 ukaza艂a jedynie swoje g艂owy, zakrywaj膮c swoje cielska kaskadami wody. 







Wyprawa dobieg艂a ko艅ca, trwa艂a ona jakie艣 7 godzin, z czego ponad po艂ow臋 sp臋dzili艣my chodz膮c po terenie zamieszkiwanym przez dzikie, nieoswojone zwierz臋ta. Ksi膮dz ostrzega艂 nas, 偶e najgorzej b臋dzie spotka膰 bawo艂y, gdy偶 s膮 one bardzo impulsywne i bez zastanowienia przechodz膮 do natarcia. Ku mojej uciesze uda艂o si臋 ich unikn膮膰, wola艂am ich nie spotka膰 ni偶 przed nimi ucieka膰 np. do rzeki, gdzie czaj膮 si臋 kr贸l w towarzystwie swoich wrog贸w czy w wysokie trawy, gdzie nie trudno o spotkanie z w臋偶em. Co do w臋偶y, jeden z stra偶nik贸w towarzysz膮cych nam przy nosoro偶cach powiedzia艂, 偶e na tym terenie 偶yj膮 te偶 pytony, osi膮gaj膮ce d艂ugo艣膰 do 5, a nawet 7 metr贸w. Spotkanie z pytonem te偶 nas omin臋艂o, uff. 



Ok. godziny 18 wsiedli艣my w samoch贸d, podekscytowani ko艅cz膮cym si臋 dniem i tym co dane by艂o nam zobaczy膰. Pozostawa艂a jednak pewien niedosyt. Widziane na pocz膮tku kupska s艂onia zwiastowa艂y, 偶e jest szansa zobaczy膰 i tego, kt贸ry narobi艂 tego bajzlu. Co si臋 odwlecze to nie uciecze, kiedy byli艣my ju偶 na asfaltowej drodze do domu, w zaro艣lach przy drodze ksi膮dz zauwa偶y艂 i s艂onia! By艂 to do艣膰 m艂ody osobnik, kilka metr贸w dalej znajdowa艂 si臋 drugi s艂o艅. Ogl膮dali艣my je z auta, nie by艂o warunk贸w, aby si臋 zakra艣膰 i podej艣膰, ale najwa偶niejsze by艂o to, 偶e s艂onie te偶 mo偶na by艂o odhaczy膰! I tak min膮艂 wiecz贸r i poranek dnia po艣wi臋conego na safari. 




We wtorek, drugiego dnia pobytu udali艣my si臋 nad Wodospady Wiktorii, dla Agnieszki i Mateusza by艂a to pierwsza styczno艣膰 z tym cudem natury. Ja wr贸ci艂am tu po prawie 3 miesi膮cach i nie spos贸b by艂o nie zauwa偶y膰 r贸偶nicy. Du偶o wi臋cej wody i zieleni. Kiedy艣 szli艣my w pobli偶u potok贸w, oszalale spadaj膮cej w d贸艂 wody, byli艣my doszcz臋tnie zmoczeni, nie sz艂o nawet robi膰 zdj臋膰, bo wyj臋cie telefonu czy aparatu grozi艂o jego zamoczeniem. Pierwszy raz w 偶yciu widzia艂am dwie t臋cze obok siebie! Wodospady, mimo 偶e ju偶 przede mnie kiedy艣 odwiedzone, w dalszym ci膮gu budz膮ce zachwyt, podziw i pewien przestrach co to by by艂o, gdyby ta woda kogo艣 porwa艂a… Wieczorem po wodospadach, podczas kolacji, mieli艣my okazj臋 pos艂ucha膰 opowie艣ci ksi臋dza Romka, kt贸ry od 15 lat je藕dzi na safari, prawie w ka偶dy poniedzia艂ek. 艁owi rybki, delektuje si臋 pi臋knem przyrody i wprowadza troch臋 emocji i adrenaliny do swojej codzienno艣ci, kiedy to przychodzi mu czasem ucieka膰 przed krokodylem czy chowa膰 si臋 w krzakach przed bawo艂em. Zainteresowanych przygodami ksi臋dza Romana odsy艂am na stron臋: romekjanowskisvd.pl. 





W zesz艂膮 艣rod臋 wr贸cili艣my do Lusaki i zako艅czy艂y艣my z Ani膮 nasze wakacyjne woja偶e. Ostatnie dni wakacji sp臋dzi艂y艣my wsp贸lnie z Agnieszk膮 i Ewelin膮. Pierwsza z nich wr贸ci艂a do Polski w sobot臋, druga do Mansy w niedziel臋. My ponownie zosta艂y艣my we dwie na naszym wsp贸lnym, wolontariackim padole, bogatsze o nowe prze偶ycia, ubo偶sze o czas jaki nam tu pozosta艂. I tak min膮艂 tydzie艅 pierwszy, drugi … i ostatni naszych wakacji. Co si臋 zobaczy艂o ju偶 si臋 nie odzobaczy, to czego do艣wiadczy艂y艣my ju偶 na zawsze b臋dzie naszym, a jest tego bardzo du偶o, bo „jeden dzie艅 w Afryce mo偶e przynie艣膰 wi臋cej ni偶 rok 偶ycia gdzie indziej”. 
Z Bogiem!

____________________________________________________________________________