niedziela, 23 grudnia 2018

Wesołych Świąt 🎅🏾🎄🎁

Moi kochani, kłaniam się nisko przy okazji tego pięknego okresu bożonarodzeniowego! 
Polakom rodakom, moim czytelnikom, przyjaciołom oraz swojej rodzinie chciałabym życzyć najpiękniejszych Świąt.
Niech będzie to dla Was czas oczyszczenia i uporządkowania siebie,
swoich myśli oraz pragnień.
Nie prześpijcie tego niepowtarzalnego, wyjątkowego okresu w roku!
Przemieniajcie szkło Waszych serc w kryształ, który będzie odbijał światło Bożej miłości i przekazywał jego promienie wszystkim napotkanym ludziom.
Nie zatrzymujcie dla siebie dobra, które Bóg Wam ofiaruje, idźcie z nim w świat, przed siebie, do innych osób, bo kiedy człowiek się nim dzieli, to tak naprawdę je mnożysz.

Pozdrawiam z Czarnego Lądu 🇿🇲
Tysiące kilometrów od rodzinnego domu, ale sercem, duszą oraz myślami
z Wami ♥ 
Z Bogiem ➕



niedziela, 9 grudnia 2018

Joy, Joy Joy, down deep in my soul.

Żaneta i Ania, wolontariuszki z Polski, które przebywają w stolicy Zambii, robią w imieniu jednej z podopiecznych, pochodzącej z Rwandy Helen, kartkę świąteczną, która trafi do Johna z Australii. Tak w telegraficznym skrócie mogę podsumować zadanie, które przypadło nam w udziale 8 grudnia, kiedy Kościół wspomina uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP.

Plan na ten dzień był zupełnie inny, miałyśmy jechać do Kalimba Farm, czyli na farmę krokodyli. Miałyśmy oglądać krokodyle i ogromne węże, miałyśmy zjeść danie z krokodyla, miałyśmy się opalać i pływać, a nie siedzieć na chacie i rzeźbić kartki świąteczne...
Parę minut przed dziewiątą wyszłyśmy z domku, plecaki zapakowane, zapas wody, krem z filtrem, ręcznik, strój kąpielowy, kapelusz. Idąc na busa nawet wspólnie się pomodliłyśmy, co nie zdarza nam się zbyt często (modlimy się razem wieczorami, ale dotychczas nigdy wspólnie nie modliłyśmy się rano), prosząc o błogosławieństwo na czekający nas, jak się początkowo wydawało, pełen przygód dzień. W połowie drogi do bramy natchnęłyśmy się na drivera, który miał nam do przekazania program od siostry, co z tego, że my miałyśmy swój program… Otóż oczekuje się od nas wolontariuszy, abyśmy zrobili kartki świąteczne dla darczyńców. Dziewczyny już się rozjechały na święta (przypominam, że w piątek 7 grudnia zakończył się tutaj rok szkolny i do 14 stycznia trwają wakacje), a liczba kartek, które przygotowywałyśmy wspólnie w zeszłym tygodniu okazała się być niewystarczająca. Toteż prosi się wolontariuszy, aby zrobili więcej kartek, bo przed świętami trzeba je rozesłać dla wszystkich, którzy wspierają funkcjonowanie placówki, darczyńców, sponsorów, ofiarodawców etc…


No to tyle by było, jeśli chodzi o krokodyle, wróciłyśmy do domu i wzięłyśmy się za te kartki. Podczas ich robienia zaśmiałam się do Ania, wypowiadając zdanie, które rozpoczyna ten artykuł, a Ania skwitowała to tekstem, że świat to jednak globalna wioska, z czym w sumie trudno się nie zgodzić. Popstrykałyśmy sobie fotki, emocje związane z niewypałem odnośnie krokodyli opadły, pośmieszkowałyśmy i dotrwałyśmy do godziny 12, czyli Godziny Łaski, która wypada właśnie 8 grudnia. Wspólny różaniec, pieśni Maryjne, czytanie Pisma, na spokojnie i chyba dość głęboko przeżyłyśmy ten modlitewny czas, co prawdopodobnie nie miałoby miejsca, gdybyśmy jednak u tych krokodyli wylądowały. Ostatecznie zgodnie stwierdziłyśmy, że jesteśmy nawet zadowolone, że krokodyle nam nie wypaliły … ;p Czas, który mogłyśmy ofiarować tego dnia Maryi był bezcenny i jednak dobrze się stało jak się stało, nie ma tego złego jak mówi przysłowie. Sytuacja w zasadzie banalna ani żadna tragedia się nie stała, ani nic innego, do krokodyli zdążymy jeszcze nie raz i nie dwa pojechać.


Z wczorajszego dnia płynie jednak pewna nauka o gotowości weryfikowania swoich planów. Szczególnie w obliczu tego, gdy ktoś prosi o pomoc, a więc w sumie o jakąś łaskę, która to wczoraj, 8 grudnia była wręcz motywem przewodnik całego dnia. Ja podczas tej godzinnej modlitwy prosiłam Maryję o tyle błogosławieństw i dobrodziejstw, że jakbym zaczęła je tutaj teraz wypisywać to moja litania okazałaby się zapewne dłuższa niż niniejszy wpis. Sama zaś miałam lekki ból czterech liter (żeby nie użyć brzydkiego słowa) kiedy przyszło mi zrobić jeden dobry uczynek. Prosisz o łaskę, okazuj łaskę. O tej łasce chciałabym trochę więcej dziś napisać, a w zasadzie to sama o nią poprosić.


Jak wspomniałam na początku wczorajszy dzień przebiegł pod znakiem robienia kartek. Adresatem pocztówek są wszystkie osoby, który okazują swoje wsparcie dla naszej placówki City of Hope. My oczywiście modlimy się za te osoby, bo jest to tak naprawdę jedyne co można zrobić, ale na miarę możliwości okazujemy też wdzięczność „o charakterze materialnym”, której wyrazem są rzeczone kartki. Jedną z grup, do której trafią kartki stanowią osoby, które angażują się w program adopcji na odległość. Zapewne każdy z nas o czymś takim słyszał. Idea całego przedsięwzięcia polega na tym, że deklarujemy się wspierać finansowo daną placówkę misyjną przez okres minimum jednego roku. Wsparcie polega na wpłacie co najmniej 480 zł rocznie (40 zł miesięcznie). Pieniądze te są przeznaczane na dożywianie i edukację dzieci, które zamieszkują daną misję. Salezjański Ośrodek Misyjny czynnie angażuje się w program adopcji na odległość i pośredniczy w przekazywaniu środków otrzymanych od darczyńców, którzy mogą wybrać z dość obszernej listy, którą placówkę chcą wesprzeć. Szczegółowe zasady programu adopcji na odległość wraz z wykazem ośrodków, którym można pomóc znajdują się tutaj: http://misjesalezjanie.pl/adopcja-na-odleglosc/.


40 zł miesięcznie bądź 480 zł rocznie, jak kto woli. Ile stracimy ofiarowując taką kwotę? W skali miesiąca możemy np. być stratni o jedno wyjście na piwo ze znajomymi, musielibyśmy sobie odmówić jednej pizzy lub spędzić na korcie do tenisa pół godziny mniej, albo też wybrać tańszy pakiet paznokci u manicurzystki czy po prostu wrzucać każdego dnia całe złoty trzydzieści do skarbony. Ile zyska dziecko, któremu okażemy wsparcie? Będzie miało opłaconą szkołę oraz zapewniony mundurek i podręczniki, otrzyma także codzienne posiłki. Jest to jakiś podstawowy, bazowy pakiet, wręcz takie minimum, dzięki któremu dziecko nie będzie głodować, ba nawet będzie miało zapewniony dostęp do edukacji. Dlatego chciałabym zachęcić Cię do pochylenia się i zastanowienie nad tym czy jest w Tobie gotowość, aby od tak wyłożyć bezinteresownie 40 zł i ofiarować je w słusznym celu. Przekalkuluj, nie działaj pochopnie, przygotuj rachunek zysków i start, zweryfikuj, czy dociągniesz do pierwszego uboższy o cztery dychy, nie zmuszaj się do niczego, w końcu taki pieniądz piechotą nie chodzi.


A do kogo ów pieniądz trafia, kto jest jego głównym odbiorcą? Dzieci…, czyli ci najbardziej bezbronni, najmniej zaradni. Ci którzy głód i biedę odczuwają najbardziej, sami zaś mogą zrobić najmniej by zmienić swoją niekorzystną sytuację.


Dzieciaki mają różne pasje, talenty, hobby, jedni robią fikołaki, wznoszą wieże, inni zachwycają swoim śpiewem (śpiew dziewczyny chorej na gruźlicę, o której pisałam w poprzednim wpisie, nie chciała, aby nagrywać jej twarz, bo czuła się wtedy co najmniej kiepsko), pieką zasmaczyste ciasteczka, noszą wodę w ustach, potrafią czynić niewyobrażalne uczesania z włosów. Nie przesadzę, jeśli powiem, że tutaj znakomita większość dzieci ma jakiś talent, jest szczególnie uzdolniona, predysponowana do pewnych rzeczy. Pewnie co drugie miałoby jakiś popisowy numer, do programu „Mam Talent”, którym zaskarbiłoby sobie uznanie jury.








Niestety to nie Europa, gdzie od małego posyła się dzieci na zajęcia dodatkowe, dopinguje w realizowaniu i rozwijaniu pasji. W Afryce możliwości do samorozwoju, doskonalenia umiejętności oraz szlifowania talentów są bardzo ograniczone. Szczególnie dla tych dzieci, których rodziny nie są w stanie zapewnić im podstawowej dziennej dawki kalorii, a gdzie tu myśleć o stawianiu na rozwój, kiedy z głodu ściska w brzuchu…


Zastanów się czy chcesz i możesz pomóc, być może za rok to właśnie Ty będziesz tym „Johnem z Australii”, który otrzyma kartkę świąteczną z podziękowaniami z placówki misyjnej.
Z Bogiem!


_____________________________________________________________________________











PS. Dzisiejszego bloga wstawiałam tak: